Na ścieżkach Mioricy
Stanisław Figiel
Warszawska Firma Wydawnicza, 2013
Książka wydana pod patronatem Dookoła Świata

Książka jest zaproszeniem do Rumunii, do wędrówki nie do końca obiektywnej i beznamiętnej. Zawiera kilkanaście opowieści, które są retrospektywnymi wizjami z blisko trzydziestu podróży autora do tego kraju. Niekiedy realia historyczne i topograficzne mieszają się z fantazją.
To zaproszenie na symboliczne ścieżki Mioricy, przełożone na konkretne drogi, miejsca, zjawiska, ludzi, których poznanie pozwala zrozumieć ducha tego kraju i narodu.
Tytułowa Miorica to literackie imię rumuńskiej… owieczki i jednocześnie tytuł archetypu rumuńskiej literatury ludowej, średniowiecznej ballady spisanej dopiero kilka wieków później, stanowiącej dziś kanon kultury rumuńskiej. „Miorica” to istotne źródło wiedzy o mentalności społecznej Rumunów, ich narodowym duchu, filozofii życiowej, specyficznym podejściu do otaczającej ich rzeczywistości, życiu w symbiozie z przyrodą i odwiecznymi prawami natury, której człowiek jest integralną cząstką.

„Raz zdarzyło się, a było to już na początku lat dziewięćdziesiątych, a więc po przemianach politycznych w tej części Europy, że wjeżdżałem na rumuńską Bukowinę od strony ukraińskiej samochodem czyli, wynajętym mikrobusem, przez główne przejście drogowe Porubnoje – Siret. Po spędzeniu dwudziestu dwóch godzin w kolejce na przejściu po ukraińskiej stronie i przeżyciu równie drobiazgowej, co korupcjogennej kontroli służb ukraińskich, powiedziałem sobie: „nigdy więcej tą trasą! ”. I od tej pory każdy mój wjazd na Bukowinę, a było ich jeszcze chyba ponad dziesięć, odbywał się od zachodu, od strony Siedmiogrodu, z przejazdem przez Słowację i Węgry. Ale wtedy ta podróż samochodowa do Rumunii przez Ukrainę miała jeszcze jeden skutek. Po przejechaniu fatalnymi drogami przez bałaganiarską, brudną, biedną, skorumpowaną i nieprzyjazną zachodnią Ukrainę, po przekroczeniu granicy, rumuńska Bukowina wydała się krainą mlekiem i miodem płynącą, rzeczywiście dulce, oazą spokoju, porządku i malowniczości, a drogi – prawie, powiedzmy, idealne. Od następnego razu Bukowinę już zawsze witałem na przełęczy Prislop w głównym grzbiecie karpackim. Przekracza ją szosa prowadząca przez północną Rumunię z zachodu na wschód – od granicy węgierskiej aż do Suczawy. Prislop to szczególnie malownicze i bardzo karpacko-rumuńskie miejsce. Przełęcz ta rozdziela atrakcyjne dla turystów góry Rodniańskie od równie ciekawych i dzikich gór Marmaroskich, ale przede wszystkim, stanowi górskie przejście z siedmiogrodzkiego Maramureszu do mołdawskiej Bukowiny po wschodniej stronie Karpat. Zawsze zatrzymywałem się w tym magicznym miejscu i oglądanie dookolnej górskiej panoramy kończyłem na wschodniej stronie, gdzie strome, zalesione zbocza opadają w głęboką dolinę Złotej Bystrzycy, jednej z najbardziej malowniczych rzek wschodnich Karpat. Rozległe serpentyny sprowadzają z grzbietowych hal na dno źródłowego odcinka doliny. I tak już zawsze zaczynała się podróż przez środek Bukowiny, z zachodu aż do wschodnich rubieży za Suczawą. Dolina z początku jest dość wąska, w większości zalesiona, ale z drogi widać, jak po jej południowej stronie piętrzą się wyniośle grzbiety wschodniej części gór Rodniańskich z dwutysięcznikami w głównej grani. Po prawej, pomiędzy drogą a nurtem rzeki, otwierają się urokliwe nadbrzeżne polanki zachęcające do biwaku, z czego zwłaszcza latem, nierzadko korzystają przejeżdżający tą trasą turyści. Malowniczy krajobraz coraz bardziej przypomina karpackie pejzaże z dolin w naszych Beskidach czy niższych partiach Tatr. Po kilku kilometrach terenów odludnych pojawiają się pierwsze śródgórskie osady drwali, leśników i… koszary strzelców górskich, a potem urzekające architekturą drewnianych, bogato zdobionych zagród – bukowińskie wioski. Po kilkudziesięciu kilometrach, na skraju górniczego miasteczka Iacobeni, szosa rozwidla się. Na wprost, w dół doliny można jechać do niedalekiego, postaustriackiego kurortu Vatra Dornei. Ale to urokliwe, przypominające naszą Krynicę miejsce, odwiedzałem najczęściej w drodze powrotnej z Bukowiny. Jadąc od Prislopu, wybieram przeważnie wariant w lewo, gdzie główna droga dość łagodnie wspina się na pobliską przełęcz Mestecaniş rozdzielającą grzbiet Obcinę o tej samej nazwie i najwyższy w tym rejonie masyw Giumalǎu. Okolice przełęczy są w większości bezleśne, miejsce jest widokowe i szczególnie malownicze. Na samej przełęczy, przy drodze, stoi okazały kamienny krzyż poświęcony bohaterom i ofiarom I wojny światowej oraz sympatyczny zajazd. Zawsze się tu zatrzymuję, zamawiam mici i piwo, które niespiesznie konsumuje na frontowym tarasie, kontemplując górskie widoki i dulcebukowiński krajobraz. Ale jeszcze bardziej urzekające widoki pojawiają się przy zjeździe z przełęczy na wschodnią stronę, do doliny Moldovy. Wstęga ambitnych serpentyn opadających po bezleśnym, ozdobionym gdzieniegdzie świerkowymi zagajnikami, stromym zboczu, linia kolejowa, która z znienacka wychodzi z tunelu pod przełęczą, pogrodzone woryniami i upstrzone szałasami stokowe łąki i pastwiska, malownicze wioski w bocznych dolinkach. Na dno doliny zjeżdża się koło dużej wsi Pojorita, ponad którą górują dwie bliźniacze, stromo wyeksponowane „kopki” nazwane Adam i Eva. Krajobraz w bezpośredniej okolicy przypomina najpiękniejsze partie naszych Beskidów tylko jeszcze… wielokroć bardziej malownicze, urokliwe, słodkie… Gdy jechałem tędy po raz pierwszy, zapominając na chwilę o widzianych rok wcześniej słynnych bukowińskich malowanych klasztorach, pomyślałem, że to właśnie z tego krajobrazu musiało się wziąć określenie „Dulce Bucovina”. Dalej droga prowadzi do pierwszego, całkiem sporego bukowińskiego miasteczka – Câmpulung Moldovenesc. Rozciąga się ono wzdłuż doliny na przestrzeni kilku kilometrów i zwraca uwagę ciekawą mieszaniną postaustriackiej secesyjnej urzędniczo-wojskowej zabudowy i całkiem stylowymi i przyzwoitymi narodowymi blokami z epoki wczesnego Ceauşescu.

Za Câmpulungiem zaczyna się rejon środkowej Bukowiny, najbardziej bogaty w zabytki architektury i sztuki oraz unikalne pamiątki historyczne. To tu odkrywałem kolejno – wcześniej podglądane w albumie – słynne malowane, i nie tylko te, monastyry, od lat siedemdziesiątych będące pod opieką UNESCO i później wpisane na listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego. Te najpiękniejsze i najcenniejsze znajdują się w okolicach miasteczka Gura Humorului. Jadąc właśnie od zachodu, jako pierwszy można odwiedzić monastyr Moldoviţa, położony w górnej części dolinki o tej samej nazwie, z urokliwymi nadbrzeżnymi łąkami, przypominającymi nieco rejon doliny Popradu w naszym Beskidzie Sądeckim. Ten pięknie położony malowany klasztor, w moim prywatnym rankingu zajmuje zdecydowanie drugie miejsce. Ubolewam tylko nad tym, że znajdujący się bezpośrednio za jego wschodnimi murami wzgórek, od lat zarasta półdzikim sadem. Uniemożliwia to podziwianie kompleksu klasztornego i jego otoczenia od góry. Jest jeszcze jeden wyjątkowy szczegół, który w Moldoviţy budzi mój podziw i zainteresowanie. Na klasztornym dziedzińcu, pomiędzy zaułkiem murów obronnych a wspaniałą malowaną cerkwią, stoi okazała bukowińska studnia z pięknie rzeźbionym gontowym daszkiem i takim kołowrotem. Do tego stylowy czerpak i oczywiście wyśmienita woda. Piękna architektura, starannie odrestaurowanej, pokrytej unikalnymi malowidłami cerkwi jest niemiłosiernie obfotografowywała przez turystów, ale żadne ujęcie nie może równać się z widokiem na kolorową ścianę właśnie poprzez tę drewnianą studnię.” © Stanisław Figiel 2013