Podróże są czymś niezwykłym, fascynującym i pozwalają żyć w pełni. Za każdym razem po powrocie do domu zdaję się być odmieniona. Mam wrażenie, że coś się zmieniło, że wszystko, co wydawało się problemem, trudnością, albo złem okazało się tymczasowym niedomaganiem i nie ma większego znaczenia w ani krótszej, ani dłuższej perspektywie. Nawet krótkie weekendowe wyjazdy do sąsiednich krajów mogą być ostoją i naładowaniem baterii na kolejne tygodnie.
Takim krajem okazała się Dania i duńskie HYGGE, które oznacza nic innego jak rajskie życie. hygge to duński przepis na szczęście. Życie pełne szczęścia, wolności i poczucia ludzkich wartości. Rajem bowiem nazywamy nasze otoczenie. Zatem to nie piękna przyroda czy przytłaczające bogactwo materialne, a codziennie uśmiechający się ludzie. Po prostu.
Hygge to droga do bycia szczęśliwym poprzez powrót do korzeni.
Raport ONZ, po przebadaniu 143 krajów wykazał, że Dania podobnie jak inne kraje skandynawskie – Norwegia czy Finlandia znajdują się od trzech dekad na pierwszych miejscach najszczęśliwszych narodów na świecie. Atmosfera społeczna w Dani to bezwzględnie tworzenie przytulnego ogniska domowego, w którym młode pokolenia wychowują się w spokoju, bezpieczeństwie i harmonii.
Hygge to duńska filozofia mówiąca, że siła tkwi w prostocie. Zaangażowanie społeczeństwa we wspólne projekty pozwala żyć „razem” i jednocześnie osobno. Tworzenie lokalnych społeczności napawa ich energią i chęcią do bycia szczęśliwym. Wspólny taras na dachu bloku, czy dzielnicowa świetlica, do której każdy idzie na poranną kawę, aby spotkać sąsiadów.
Słowo hygge pochodzi z języka duńskiego i oznacza rzeczy piękne i miłe, czyli po prostu dobrostan. Inaczej rzecz ujmując, to stan świadomości i poczucie komfortu, doceniania każdej chwili i bliskości drugiego człowieka, jak i cieszenia się chwilami w domowym zaciszu. W Kopenhadze działa Instytut Badań nad Szczęściem. Dyrektor instytutu Meik Wiking pisze w książce „Hygge. Klucz do szczęścia” (wyd. polskie Czarna Owca, w 2016r.):
Hygge to wiele różnych rzeczy: to sztuka stwarzania atmosfery intymności i ciepło na sercu, ale też zero zmartwień, poczucie ukojenia, przytulne tête‑à-tête i moje ulubione kakao przy świecach. Hygge to raczej odpowiedni nastrój i coś, czego się doświadcza, a nie rzeczy.
Na Hygge składa się światło palących się świeczek, ciepło płynące z kominka, lampka wina, gorąca kawa, którą Duńczycy nieustająco piją, zapach pieczonego ciasta, książka czy film, to obecność ludzi, przyjaźń, miłość. Podsumowując jest to sposób celebrowania rzeczywistości, jednym słowem docenianie tu i teraz, tak mało popularne w obecnym świecie, świecie technologii, zawrotnego tempa i nieustającego braku czasu.
Dania to największy europejski kraj biorąc pod uwagę, że należy do niej Grenlandia i Wyspy Owcze. Europejski kraj położony na 420 wyspach. Kraj Christiana Andersena i Sørena Kierkegaarda. Tak właśnie filozofia tworzy z Danii krainę najpiękniejszych bajek na świecie.
Danię z Polską łączy kopenhaska i warszawska syrenka, król Stanisław Poniatowski oraz barwy flagi narodowej, choć krzyż w duńskiej fladze ma swoją legendę. Dania słynie z Wikingów, Legolandu położonego na Jutlandii i duńskiego rzeźbiarza islandzkiego pochodzenia Bertela Thorvaldsena, jednego z czołowych przedstawicieli klasycyzmu, twórcy m.in. pomnika Mikołaja Kopernika i pomnika księcia Józefa Poniatowskiego w Warszawie.
Mało kto wie, że w Danii jest najwięcej hodowców bydła i trzody, a zarządzane przez nich gospodarstwa rozlegają się w całej Europie, również w Polsce.
Słynne piwo Carlsberg pochodzi z Danii i, można powiedzieć, jest synem Tuborga również piwa. Browary w Kopenhadze założył Carl Jacobsen. Dzisiaj służą one społeczności miejskiej i są ofertą turystyczna dla przyjeżdżających. Można zwiedzić muzeum produkcji tego niskoprocentowego trunku, słynne stajnie z końmi, posiedzieć, porozmawiać, a nawet kupić pamiątkę.
Stolica Danii obfituje w różnorodne atrakcje, w szczególności te związane z historią kraju i panującą monarchią: Christiansborg, pałac królewski zamieniony w siedzibę Parlamentu, Rosenborg, obecnie muzeum duńskich regaliów władzy, Amalienborg – kompleks pałacowy w stylu rokokowym, przed którym odbywa się codzienna zmiana warty. Niesamowita uczta dla turysty. Żołnierze – wartownicy w przepięknych kolorowych strojach wyruszają z koszar i prawie pół godziny maszerują przez centrum miasta by dojść do zamku, gdzie odbywa się zmiana warty. Całemu przedstawieniu towarzyszy muzyka, pewnego rodzaju wizerunek szczęścia.
Idąc zobaczyć symbol Kopenhagi – syrenkę siedzącą na nabrzeżu w dawnym porcie warto zerknąć na cytadelę Kastellet z zabytkowym młynem. Wśród muzeów należy odwiedzić Duńskie Muzeum Narodowe, Kolekcję Dawida czy Glyptotekę.
Kopenhaga stolica kraju i skandynawskiego Hygge ma bardzo dużo do zaoferowania: dzielnicę bliską naturze Christianię, niezwykłą spalarnię śmieci położoną na wzgórzu, z której roztacza się niesamowity krajobraz, widok na panoramę miasta z jednej strony i na most dzielący Danię ze Szwecją – z drugiej. Piękny długi most do Malmo w Szwecji wydaje się, być w połowie urwany albo zatopiony, jednak most ciągnie się do połowy dzielącej oba kraje wody. Drugą część stanowi tunel, niewidoczny dla obserwatorów.
Christiania to dzielnica w samym sercu miasta, tak inna, że niepodobna takiej szukać w pozostałych stolicach Europy. Teren zielony i kolorowy, gdzie mieszkańcy żyją zgodnie z naturą. To miejsce, gdzie turyści boją się zapuszczać, choć jest tu bezpiecznie i ciekawie. Na straganach porozstawianych wzdłuż głównej ulicy można kupić odzież i różne „przydasie” oraz całkiem nieźle zjeść street food. Na nieco mniejszych straganach można również zaopatrzyć się w konopie indyjskie i inne tym podobne zabronione artykuły, a jeśli ktoś nie potrafi z nich zrobić użytku, sprzedawca zawsze pomoże. I choć ten proceder jest teoretycznie zabroniony, to w jakiś milczący sposób władza przymyka oczy.
Niestety nie można robić zdjęć, choć są miejsca, gdzie znalazłam napis, że są one jak najbardziej dozwolone, to z pewnością warto pospacerować. Oprócz domków, ogródków, straganów jest miejsce na ogródki piwne, a w ich centralnym punkcie znajduje się niewielka muszla koncertowa. Dobra muzyka i magia tego miejsca to wdech świeżego powietrza od szarej rzeczywistości i odejście od utartych szlaków. Wszystko to wokoło słynnych Ogrodów Tivoli, najstarszego wesołego miasteczka.
W mieście trzeba zobaczyć królewskie zamki, twierdzę, dzielnicę studencką, dzielnicę futurystyczną, operę wybudowaną przez właściciela duńskiej firmy Maersk, znanej na całym świecie, który wybudował ją inwestując trzy miliardy koron duńskich, po czym podarował całość ludowi duńskiemu. Wspaniały sposób dzielenia się rzeczami materialnymi i uszczęśliwiania innych.
Nyhavn, to budynki rozciągające się wzdłuż rzeki, w XVII wieku stanowiące przystań, dzisiaj to najbardziej malowniczy zakątek Kopenhagi, gdzie szereg kolorowych elewacji starych kamienic, restauracyjki i kawiarenki zostały wkomponowane wzdłuż wybrzeża. Trudno uwierzyć, że kiedyś była to dzielnica rozpusty i zabaw marynarzy, którzy wpływali do portu.
Warto jeszcze zajrzeć na Gammeltorv czyli tzw. Stary Rynek, wybrukowany kamieniami kiedyś służył jak miejskie targowisko. Obecnie stoi na nim najstarsza fontanna w mieście – Fontanna Dobroczynności, podarowana mieszkańcom przez króla Christiana IV. Niedaleko pomnik Jana Christiana Andersena.
Duńczyków charakteryzuje specyficzna ironia oparta na prawie „jante” oraz uwielbienie do tzw. pchlich targów, na których można zawsze coś kupić. Przeważnie takie „przydasie”.
Duńczycy lubią dobrą kuchnię i spożywają sześć a nawet siedem posiłków dziennie: Morgenmad albo Morgenkaffe (śniadanie albo poranna kawa), Formidagskaffe (drugie śniadanie), Frokost (lunch), Eftermiddagskaffe (podwieczorek), Middagsmad albo Aftensmad (kolacja), Aftenkaffe (kawa wieczorna – zazwyczaj kawa i jakieś kruche ciasteczka) i w nocy Nattemad zwany inaczej wyżeraniem z lodówki. A poza tym mówimy jeszcze „Plus det løse” – czyli wszystko, co się spoczywa pomiędzy wymienionymi posiłkami!
Dania położona tak blisko Polski, dzieli nas tylko morze, po sąsiedzku, a jednak… jest tak odległa od naszej kultury, mentalności, a nawet architektury. Aż trudno uwierzyć, że Polacy tak niewiele wiedzą o tym małym – wielkim kraju, a przecież łączy nas historia. Spośród 54 duńskich królów i 2 królowych, począwszy od 936 roku tylko trzech z nich jest pochowanych poza granicami Danii! Aż dwóch – w Polsce…! Heralda Sinozębego (Xw.) i Eryka Pomorskiego (1382-1459). Warto wspomnieć, że obie postacie odegrały ważną rolę nie tylko dla Danii, ale dla całej Skandynawii. Eryk Pomorski był królem Norwegii, Danii i Szwecji. Na tronie zasiadał 53 lata.
Polskę i Danię łączy jeszcze powiedzenie „at leve på polsk” czyli żyć na kocią łapę, które wzięło się od polskiej emigracji buraczanej, która związała te dwa kraje już pod koniec XIX wieku, kiedy polscy pracownicy sezonowi przyjeżdżali do Danii, na Lolland głównie z Galicji (1893 – 1912). Galicja była jedną z uboższych części Monarchii Austrowęgierskiej. Rekrutowano najbiedniejszych mieszkańców wsi, najczęściej tych, którzy nie mieli pieniędzy na bilet do Ameryki, gdzie emigrowali zamożniejsi sąsiedzi. Wieś galicyjska była przeludniona stąd łatwo było pozyskać tanich robotników. Pracownicy sezonowi dostawali tymczasową zgodę na pracę, którą zaczynali 30 kwietnia, a kończyli 4 grudnia. Ich przyjazd związany był z rozwijającym się w Danii przemysłem cukrowniczym.
“W czasie całego okresu emigracji sezonowej w latach od 1893 do 1929 największą grupą Polaków, która pozostała w Danii były pracownice z okresu I wojny światowej. Należy przy tym pamiętać, że ze względu na ich status społeczny decyzja pozostania w Danii była bardzo trudna. Pracownice sezonowe będąc w grupie wspierały się nawzajem.
Manifestowały swoją odrębność etniczną i kulturową noszonymi strojami ludowymi, przywiązaniem do kościoła katolickiego a także zachowywanie obrzędów charakterystycznych dla regionu, z którego pochodziły. Kobiety ubrane w stroje ludowe były wyśmiewane przez Duńczyków. Dla pracownic sezonowych pobyt w Danii był krótkim epizodem w ich życiu, najczęściej po zarobieniu odpowiedniej kwoty mogły wydać się za mąż w Polsce. Kiedy pozostawały na stałe w Danii, wychodząc za mąż za Duńczyka porzucały swój tradycyjny strój i przywdziewały strój typowy noszony przez kobiety w tamtym okresie. Z biegiem czasu polskie pracownice sezonowe integrowały się ze społecznością wysypy Lolland. O ich pochodzeniu oraz o pochodzeniu ich potomstwa świadczyć mogą jedynie polsko brzmiące nazwiska.” (https://polakkasernen.dk/pl/polskie-slady-na-lolland-falster/nieco-historii/
Zatem, choć wyjazd do Danii wydaje się być niedaleki to wniesie w nasze życie tyle cudownych przygód i nowej atmosfery codziennego życia, że tylko wciągnąć wygodne buty i po prostu pojechać.
Bardzo dziękuję Krzysiowi, który zna Danię jak „własną kieszeń” i nie tylko pokazał mi ciekawe miejsca, ale podzielił się ze mną swoją wiedzą, a także swoim hygge.
Agata Kosmalska i Krzysztof Głogowski
Luty 2024