Zdobycie Dachu Świata – W 60-tą rocznicę zdobycia najwyższego szczytu świata

Jan Michalski – Dookoła Świata Nr 7/1954

W 1865 roku Szczyt XV, nazwany został na cześć walijskiego geodety i kartografa George’a Everesta jego imieniem. Po tybetańsku nosi nazwę Czomolungma, czyli Bogini Matka Śniegu lub Bogini Matka Ziemia, po nepalsku Sagarmatha, czyli Czoło Nieba, zaś w języku chińskim 珠穆朗玛峰 Zhūmùlǎngmǎ Fēng. Przez miejscową ludność uważany jest za siedzibę bogów. Odkryty i po raz pierwszy zmierzony przez geodetów brytyjskich w połowie XIX wieku, zdobyty przez Edmunda Hillarego i Norgay’a Tenzinga 29 maja 1953 roku.

Jedenaście ekspedycji różnych narodowości próbowało pokonać Mount Everest – niejeden przypłacił życiem swoją odwagę lecz każda nieudana wyprawa była źródłem wielu doświadczeń i każda następna mogła unikać błędów poprzedniej. Toteż zakończona ekspedycja w 1953 roku, zakończona sukcesem, zawdzięcza swoje powodzenie sumie doświadczeń poprzednich wypraw, świetne organizacji oraz udoskonalonym aparatom tlenowym.

Trzy czynniki, czytamy we wspomnieniach kierownika wyprawy, Hunta – „trzy ogromnie ważne czynniki stają, kto szuka przygód na najwyższych górskich szczytach. Są to: zagadnienie olbrzymiej wysokości, warunki klimatyczne oraz trudności samej wspinaczki.”

Zajmijmy się zagadnieniem wysokości. Rozrzedzone powietrze, które otacza wierzchołek Everestu utrudniałoby człowiekowi poruszanie się, nawet gdyby warunki terenowe były łatwe. Brak tlenu powoduje ponadto zwolnienie procesów myślowych. Powyżej pewnej wysokości człowiek nie może po prostu żyć. Jak się jednak okazało w rezultacie doświadczeń wielu wypraw wysokogórskich, organizm ludzki można stopniowo powoli przyzwyczajać do egzystowania na dużych wysokościach, przez niezbyt długi okres czasu. Po systematycznej i powolnej aklimatyzacji organizm ludzki, a szczególnie organizm doświadczonego alpinisty przyzwyczaja się stopniowo do warunków panujących na wysokościach powyżej 6500 metrów.

Prawdziwe trudności zaczynają się powyżej 7500 metrów, dlatego te szczyty znajdują się w oddzielnej kategorii sportowej. Tutaj stopniowa aklimatyzacja nie ma już znaczenia, a odporność na zimno, wiatr i niepogodę staje się minimalna. Traci się apetyt, poczucie pragnienia, a co najgorsze przestaje się spać. Człowiek nie odpoczywa. Dlatego wspinaczkę należy powyżej 6500 metrów właściwie przyspieszać. Mim tego tempo staje się wolniejsze, a wysiłek fizyczny i umysłowy stają się coraz większe. Najmniejsza trudność terenowa, która na mniejszej wysokości nie byłaby specjalnym problemem, staje się tu prawdziwą przeszkodą. Ponieważ szczyt Everestu znajduje się na wysokości 8850 metrów, wspinając się w tych trudnych warunkach, trzeba pokonać prawie 2000 metrów. Aby wspiąć się na taką wysokość trzeba założyć wiele obozów pośrednich, co oznacza dźwiganie namiotów, śpiworów, materaców, paliwa i prowiantów. Ciężar ekwipunku jest oczywiście zbyt wielki, by mogli go nieść alpiniści, których kierownictwo wyprawy przeznaczyło na szturm ostatniego odcinka szczytowego. Muszą to zrobić za nich inni. Wyprawa na Mount Everest jest wyprawą trwającą całe tygodnie i to nie tylko ze względu na konieczność aklimatyzacji, ale również z powodu zmniejszającego się tempa wspinaczki w miarę zbliżania się ku szczytowi.

Najmniejsze, nawet planowanie i przygotowanie wyprawy nie może z całkowitą dokładnością przewidzieć… pogody w góry. W okresie od listopada do marca wieje w Himalajach niemal nieustannie silny północno-zachodni wiatr. Szybkość jego wynosi przeciętnie 100-140 kilometrów na godzinę. Przynosi on ze sobą gwałtowne obniżenie temperatury i niesie śnieg osiadający puchem na zlodowaciałych graniach i zboczach. W tych warunkach lawiny są na porządku dziennym, a wszelka wspinaczka nad wyraz niebezpieczna. W końcu maja lub początku czerwca zaczyna z południowego wschodu wiać monsun, ciepły wilgotny wiatr przylatujący z Zatoki Bengalskiej, który uniemożliwia wspinaczkę aż do końca września. Toteż wszystkie wyprawy na Everest odbywały się albo w okresie przed monsunem lb też natychmiast po jego ucichnięciu, a więc w maju, bądź też we wrześniu. Każdy z tych przychylnych okresów jest bardzo krótki.

Kwestia używania tlenu pozostaje sprawą sporną. Są tacy, którzy uważają wspinanie się z aparatem tlenowym za wyczyn niesportowy i wprost nieetyczny. Lecz inni znów twierdzą, że beż aparatu tlenowego nie udałoby się pokonać pewnych wysokości.

Faktem jest, że wyprawa Hunta była pierwszą wyprawą na Mount Everest, która zastosowała aparaty tlenowe w całej pełni i pierwszą wyprawą, która miała do dyspozycji aparaty tak lekkie i sprawne, że nie były one przeszkodą przy wspinaczce.

Już w październiku 1952 r. Organizatorzy przystąpili do planowania. Przede wszystkim dobrano członków wyprawy. Ze wszystkich stron świata zgłaszali się kandydaci, lecz organizatorzy wyprawy zdecydowali, że ma się ona składać całkowicie z Brytyjczyków. Wśród powodzi listów, jakie otrzymywał Hunt od najrozmaitszych amatorów – doradców, jeden proponował nawet zwrócenie się do Rządu Czechosłowackiego o pozwolenie na nadanie Zatopkowi obywatelstwa brytyjskiego i włączenie go do wyprawy.
W ten sposób – pisał życzliwy doradca – będziemy pewni, że jeden przynajmniej Brytyjczyk dojdzie do szczytu!

Organizatorzy nie wzięli pod uwagę tej „dobrej rady” i już z początkiem listopada skład wyprawy był ustalony. Miało wziąć w niej udział dziesięciu alpinistów, jeden fizjolog, jeden operator filmowy i jeden lekarz. W kilka miesięcy później, Hunt zaprosił wspaniałego nepalskiego himalaistę, Tenzinga. Po dokładnym obliczeniu ciężaru ekwipunku dobrano trzydziestu czterech tragarzy Szerpów.

Z plemienia bengalskich Szerpów pochodzi także i słynny już dzisiaj Tenzing. Ma on za sobą wspaniałe wyczyny alpinistyczne, nie jest więc przypadkiem, że właśnie on, wraz z Hillarym, znalazł się jako pierwszy człowiek na najwyższym szczycie świata. Jako młody tragarz, Tenzing brał udział już w roku 1935 w wyprawie na Everest i od tego czasu był uczestnikiem prawie wszystkich następnych wypraw. Gdy zaproszono go do udziału w wyprawie Hunta miał lat trzydzieści dziewięć. Ta wyprawa miała być już szóstą w jego życiu próbą zdobycia Everestu. Poza tym brał on udział w szeregu innych wyprawach himalajskich, jak na przykład w wyprawie francuskiej, która w roku 1951 weszła na Nanda Devi Wschodni. Tanzing był jednym z tych członków ekspedycji, którzy dotarli do samego szczytu. W roku 1952 brał udział w ekspedycji szwajcarskiej na Mount Everest i wraz z przewodnikiem Lambertem dotarł wtedy wzdłuż południowo-wschodniej grani do punktu oddalonego zaledwie o 300 metrów od szczytu. Ten wyczyn zdobył mu międzynarodową sławę i wysunął go na czoło alpinistów. Wyprawa ta poważnie nadszarpnęła jego zdrowie, gdy jednak dowiedział się o przygotowaniach do wyprawy Hunta napisał doń z sanatorium, ofiarując swe usługi i doświadczenia.

Gdy organizatorzy wyprawy uporali się ze sprawą składu personalnego, zabrali się do szykowania ekwipunku.

Najważniejsza była tu oczywiście odzież, namioty i pościel, albowiem mróz to jeden z największych wrogów alpinisty. Nie tylko naraża go na odmrożenie rąk i nóg. Mróz i wiatr wyczerpują organizm człowieka, odbierają mu wolę, wysysają zeń siły. Od owych dni, kiedy alpiniści wspinali się na Mount Everest odziani w samodziałowe ubrania, filcowe kapelusze i zwykłe górskie buty, do wyjścia w 1954 roku, zrobiono w tej dziedzinie olbrzymie postępy. Ale mimo to organizatorzy wyprawy Hunta doszli do wniosku, że należy wprowadzić w tej dziedzinie szereg ulepszeń, a przede wszystkim zmniejszyć wagę ubrań do minimum. Przy pomocy wielu specjalistów uszyto wierzchnią odzież składającą się ze spodni i wiatrówki, zrobionej z wiatroszczelnego materiału, mieszaniny bawełny i nylonu. Ciężar takiego ubrania wynosi niecałe dwa kilogramy. Wiatrówka posiadała kaptur z daszkiem. Pod tym ubraniem alpiniści mieli nosić na dużych wysokościach ubrania składające się z dwóch części, pikowane puchem. Odzienie puchowe nie krępuje ruchów, jest lekkie i cieplejsze niż nawet kilka warstw wełny. Ponadto każdy z członków wyprawy otrzymał dwa lekkie i jeden ciężki sweter.

Szczególnie trudne jest zawsze zagadnienie obuwia. By uniknąć straszliwych doświadczeń członków wyprawy na Annapurnę, opracowano nowy typ buta wysokogórskiego, z cholewką o podwójnych ścianach, między którymi znajdowała się warstwa futra. Skórę przesycono specjalnym płynem, który zapobiegał jej zamarzaniu. Ważyły one przeciętnie półtora kilograma. Druga para obuwia, przeznaczona już wyłącznie na największe wysokości, miała cholewki podszyte grubą warstwą (2,5 cm) tropalu, czyli włókna kapokowego, umieszczonego pomiędzy warstwą koźlej skóry a nieprzemakalną podszewką. Podeszwa zaś, zrobiona była ze specjalnej gumy mikrokomórkowej. Przeciętna waga takiej pary butów wynosiła 2 kg.

Dla ochrony rąk rozdano członkom wyprawy po trzy pary rękawic. Najpierw na samej skórze, uźna rękawica jedwabna, następnie rękawica bądź puchowa, bądź wełniana o jednym palcu, a wreszcie na wierzchu rękawica z wiatroszczelnej bawełny. Jedwabna rękawica doskonale trzymała ciepło wewnątrz rękawicy wełnianej, a w praktyce okazało się, że dla spełnienia szczególnie delikatnych czynności, jak na przykład ładowanie kamer filmowych, czy fotograficznych, można było na krótki czas zdejmować wierzchnie rękawice i pracować w samych tylko rękawicach jedwabnych.

Niemałą rolę odegrała oczywiście sprawa zaopatrzenia w żywność, w leki i napoje. Tu można się było w dużej mierze oprzeć na doświadczeniach poprzednich wypraw. Przyjęto dwa zasadnicze typy racji żywnościowych. Pierwsza opakowana w paczki, zawierające czternaście jednoosobowych porcji dziennych była kopią brytyjskich racji wojskowych. Poza tym zabrano tak zwane racje szturmowe, ważące po pół kilograma. Te jednoosobowe racje miały być używane dopiero na bardzo dużych wysokościach. Tabletki witaminowe przygotowano do rozdzielania wszystkim członkom podczas posiłków.

Gdy wreszcie wielomiesięczne techniczne przygotowania do wielkiej operacji dobiegły końca, można było wyruszyć z mglistego Londynu do słonecznej doliny Nepalu, na umówione miejsce spotkania z wszystkimi członkami wyprawy.

Materiał przygotowała Agata Kosmalska

2013