W maju wyruszyła Arktyka 2015 – polski rejs za koło podbiegunowe. Załoga szkunera Down North uczci w ten sposób 35 lat od zakończenia modernizacji stacji Hornsund na Spitsbergenie. Wśród mrozu i lodowców sprawdzi też wytrzymałość nowoczesnej rodzimej technologii.

30 maja żeglarze wyruszyli z portu w Świnoujściu i skierowali się w kierunku Norwegii, Islandii, wschodniego wybrzeża Grenlandii, by w końcu dotrzeć do archipelagu Svalbard, gdzie leży Spitsbergen – wyspa będąca domem dla stacji Hornsund.

W 1980 roku zakończono wszystkie prace modernizacyjne, dzięki którym polscy naukowcy mogą prowadzić całoroczne badania w rejonie Arktyki– powiedział Mateusz Ćwikliński z krakowskiego jacht klubu Navigare, organizator rejsu.
Załoga płynie kanadyjskim szkunerem Down North, jednostką przystosowaną do żeglugi w rejonie arktycznym. Zbudowany na początku lat 90. przez Kanadyjczyka. 

Polski przyczółek w Arktyce

Hornsund to najdalej wysunięta na północ polska instytucja badawcza. Historia stacji sięga lat 50. XX wieku. To wtedy powstał jej pierwszy projekt, a miejsce gościło zespoły naukowców. Od pierwszej połowy lat 60. do końca lat 70. w Hornsund nie prowadzono żadnych znaczących prac, a obiekt służył jako schronienie dla myśliwych
i traperów. Sytuacja zmieniła się w roku 1978. To wtedy rozpoczęto program modernizacji stacji, który ostatecznie zakończył się 1980 roku. Od tego czasu Hornsund pracuje nieprzerwanie. – Stacja rozsławiła nasz kraj na arenie badań polarnych. Chcielibyśmy, by nasza wyprawa o tym przypominała. Po przybiciu do wybrzeża Spitsbergenu, planujemy spotkać się z przebywającymi tam naukowcami
– 
mówi Mateusz Ćwikliński.

Wpierw jednak załoga będzie musiała pokonać niespokojne wody Oceanu Arktycznego. – Ruszamy w bardzo sprzyjającym okresie, jednak okolice Grenlandii nigdy nie należały do najbardziej przyjaznych. Możemy spodziewać się gór lodowych, silnych fal i bardzo niskich temperatur – tłumaczy Mateusz Ćwikliński.

Z tego powodu żeglarze muszą zadbać o bezpieczeństwo. Jednym z jego elementów na północnych wodach jest doskonała widoczność nocą – zarówno na pokładzie i poza nim. – Mocne światło szperaczy pozwala dostrzegać niebezpieczeństwa w okolicy statku. Trzeba powiedzieć, że latarka to dziś nieodłączny przyjaciel żeglarza. Cieszymy się, że załoga wybrała sprzęt stworzony na podstawie polskich patentów i rozwiązań
– 
mówi Cyprian Lemiech, ekspert ds. oświetlenia przenośnego we wrocławskiej firmie Mactronic. Ekspert dodaje, że żeglarze skorzystają też z wytrzymałych latarek czołowych, które pozwolą na komfortowe odczytywanie map oraz wykonywanie czynności niezbędnych podczas rejsu. 

Załoga powróci do Polski 10 października, po przepłynięciu 8410 mil morskich (ponad 15,5 tys. kilometrów). Przybije do portu w Dziwnowie, ostatniego punktu na mapie wyprawy. Grupa ma nadzieję, że prócz zwiedzenia przepięknych rejonów Islandii, Grenlandii i Svalbardu, uda jej się spotkać z Inuitami, rdzennymi mieszkańcami obszarów arktycznych. 

Tekst: Witold Woln (PR)
2015