Sen powrotu
Piotr Strzeżysz
Wydawnictwo Bezdroża, 2017


RECENZJA

Piotr jest znanym podróżnikiem, objeżdża wybrane trasy rowerem po świecie. Po ostatnich problemach zdrowotnych powinien odpocząć, ale coś mu podpowiada, aby jechał przed siebie.

Tylko czy tak naprawdę chcę dokądkolwiek dojechać? Wystarczy, żeby jutro był dzień. Żeby świeciło słońce, żebym coś zjadł i znalazł spokojne, bezpieczne miejsce do spania. By przez moje ciepłe myśli świat przez chwilę stał się lepszy. Albo chociaż nie był gorszy. Tyle wystarczy z tego jechania. Choć może to i tak zbyt wiele. Autor opuszczony przez energię życiową, bez celów – zna tylko metę, do której chce dojechać, choć i tę ostatnią zmienia w ostateczności, by się upewnić w przekonaniu, że nie jest do niczego zobowiązany. Uważa, że ludzie nie potrafią żyć po prostu muszą stawiać sobie jakieś śmieszne cele, aby móc je potem realizować, a życie to mgnienie oka. Kto za sto lat będzie pamiętał o czyichś celach, o mniej lub bardziej poważnych pragnieniach, złudnych potrzebach? A ludzie mają mnóstwo potrzeb, cała współczesność to jedna wielka religia potrzeb rozbudzanych przez reklamy, kulturę masową i media. Człowiek miota się w tym wszystkim, bo dał się złapać w serwowany przez współczesną cywilizację koncept, że sensem jego życia jest zaspakajanie kolejnych zachcianek.

Autor już wielokrotnie publikował relacje ze swoich podróży, czym wypracował sobie język pisarski, bogaty w słowa, przenośnie i porównania. Choć jest świetnym mówcą, jakkolwiek jego prezentacje słucha się jednym oddechem, niebanalne, śmieszne, treściwe i pełne przygody, to książka jest ich przeciwieństwem.

Agata Kosmalska