Gdy planowaliśmy naszą wyprawę na Kaukaz nastawiliśmy się głównie, na przyjemność związaną z podróżą rowerem, na krajobrazy i ciekawe miejsca. Wszystko zrealizowaliśmy.
Nie przypuszczaliśmy jednak, że Kaukaz, a w szczególności Gruzja najbardziej urzeknie nas swoimi mieszkańcami i nastawieniem ich do nas turystów – Polaków.

Już podczas odprawy na lotnisku w Kutaisi zostaliśmy przywitani, butelką gruzińskiego wina. Gdy wjechaliśmy do Swenetii, najwyżej i najpiękniej położonego górskiego regionu Gruzji, na każdym kroku byliśmy zaczepiani i pytani o to skąd jesteśmy, gdzie jedziemy, co nam się tu podoba. Nie była to jednak wścibska ciekawość, tylko czysty ludzki odruch gościnności.

Zawsze dziękowali, że ich odwiedziliśmy. Rozmawiali z nami, oferowali pomoc i gościnę, zarówno policjanci, pasterze, kobiety wystające zza sztachet wiejskiego płotu, jak i kierowcy samochodów zatrzymujący się zawsze jak tylko mieliśmy jakąś awarię. Nie wspominając już o pozdrawiających nas kierowcach samochodów, których mijaliśmy. Jak by tego było mało, nierzadko byliśmy zapraszani – z czego chętnie korzystaliśmy – na imprezy rodzinne, uroczystości świąteczne, a nawet częstowani Czaczą, czyli gruzińskim bimbrem przez sprzedawcę arbuzów, czy przypadkowo spotkanych na naszej drodze pasterzy. Od Pań przy straganach wzdłuż szosy dostaliśmy darmowe owoce, z podziękowaniem, że tu przyjechaliśmy i to rowerami.

Sama jazda rowerem po gruzińskich drogach, oprócz tego, że sama w sobie była ekscytująca, co chwile nas czymś zaskakiwała. Droga oznakowana na mapach jako krajowa,  jedna z głównych okazywała się polną kamienistą drogą, dla samochodów z napędem na cztery koła, ostro wspinającą się w górę lub w dół. To właśnie na takich drogach złapaliśmy najwięcej gum. Gdy po kilku kilometrach spokojnej jazdy kończył się asfalt i trzeba było brnąć w błocie i koleinach, aby po kolejnych kilku kilometrach ponownie pojawił się asfalt, który wielokrotnie jeszcze zamieniał się w polną drogę. Nasze duże zdziwienie wywoływały wielkie drogowskazy jakie znamy z naszych autostrad ustawione na przecięciu się dwóch gruntowych dróg, pośrodku wielkiego stepu. Trzeba też wspomnieć o licznych mostkach w tym linowych i wszelkich innych dziwnych konstrukcjach po których nawet Indiana Jones nie odważył by się przejść.

Mówiąc o spotkanych po drodze ludziach nie da się pominąć otoczenia w jakim oni żyją. Spaliśmy i przejeżdżaliśmy przez wioski odcięte od świata, gdzie do dzisiaj nie ma bieżącej wody, gazu a nawet prądu. Kolacja przy świecach a w pokojach lampy naftowe wspaniale nadawały klimat naszej podróży. Dzieci bawiące się na drodze w błocie razem z świnkami. Wóz ciągnięty przez długowłosego woła. Jeźdźcy na koniach. Obraz jak z „Chłopów”. Oczywiście nie znaczy to, że w rejonach gdzie bywa więcej turystów nie można znaleźć w pełni nowoczesnego domu, czy guest house z internetem i satelitą.

Nasza trasa prowadziła malowniczo położoną drogą w górach do wiosek Mestia i Ushgali.

 Gruzini twierdzą, że to najwyżej położona osada w Europie (problem w tym, że Gruzja nie leży w Europie). Stamtąd wjechaliśmy na wysokość około 2623 metrów. I przez trzy dni jechaliśmy po górach, praktycznie bez kontaktu z cywilizacją. Cała trasa to strome zjazdy i wspinaczka. Takie perły jak słynna Droga Wojenna. To jedyne historyczne przejście między Europą a Azją, które powstało jeszcze za czasów rzymskich i właściwie do dzisiaj jedyne legalne przejście między Gruzją a Rosją. Niezwykły kompleks warowny – Ananuri.

Następnie wyjazd z Gruzji do Azerbejdżanu, zupełnie odmiennego cywilizacyjnie i kulturowo. Gdzie z jednej strony odczuwało się powiew radzieckiego systemu a z drugiej nastawienie do nas ludzi tzw. zachodu.

Armenia to kolebka chrześcijaństwa i najstarsze świątynie chrześcijańskie zawieszone wysoko na stromych ścianach górskich, na które z mozołem wspinaliśmy się rowerami. To tutaj zostaliśmy poczęstowani niejednokrotnie przez sprzedające przy drodze babinki darmowymi owocami.

Podróżowanie po Kaukazie rowerami jest na pewno wielką frajdą i przygodą. Przy odpowiednim przygotowaniu wyprawy i życzliwości ich mieszkańców może to być przygoda życia. Dla nas taką była.

Tekst Maciej Szramka

Pełna relacja z naszej wyprawy na www.BylismyTam.pl

2016