Do pokonania mają 8 państw i ponad 10 000 km. Trasę wyznaczyły przez wysokie przełęcze Pamiru, pustkowia Chin, dżunglę w Laosie i kambodżańskie tropiki. Agata, Małgosia i Ania w ciągu pięciu miesięcy chcą przemierzyć na rowerach całą Azję. Są już w połowie drogi.
Dziewczyny wyruszyły w maju tego roku, a celem ich podróży będą plaże Tajlandii, które zwieńczą trudy wielomiesięcznego pedałowania. Mają już za sobą Uzbekistan, Tadżykistan i Kirgistan. Teraz przemierzają Chiny. Plan wyjazdu narodził się pewnego jesiennego popołudnia, kiedy to zmęczone szaroburą rzeczywistością, rozprawiały, co by tu zmienić w swoim życiu. I wymyśliły. -Na początku wiedziałyśmy jedno – to będzie Azja i będą rowery. Przez zimę plan nabierał konkretnych kształtów, a na wiosnę byłyśmy już właściwie gotowe do drogi- mówi Ania.
Zapytane czy nie boją się jeździć same przez kraje, w których kobiety czują się swobodnie tylko w czterech ścianach własnego domu, odpowiadają: -Przed wyjazdem miałyśmy pewne obawy, czy wyruszanie w wyłącznie damskim gronie aby na pewno jest rozsądne. Jednak niepotrzebnie. Wzbudzamy spore zdumienie wśród miejscowych – jak to? Same kobiety, a gdzie wasi mężowie? Ale zaraz potem budzą się w tubylcach odruchy opiekuńcze – pewnie jesteście głodne, trzeba wam pomóc, poradzić… Reakcje na nas są bardzo pozytywne, a podróżowanie bez „opieki” procentuje – mamy dostęp zarówno do świata mężczyzn, jak i kobiet. Doświadczałyśmy tego szczególnie w muzułmańskich krajach Azji Centralnej – tak zwanych „Stanach”, gdzie byłyśmy bardzo często zapraszane przez miejscowych do ich domów. Tam miałyśmy wrażenie, że jesteśmy traktowane jak ktoś w rodzaju trzeciej płci – z jednej strony rozmawiali z nami mężczyźni – o różnych sprawach, z drugiej udało nam się poznać świat tamtejszych kobiet, do którego turysta płci męskiej nie miałby dostępu, wewnątrz domów, gdzie nie nosiły chust i czuły się swobodnie. Przy zachowaniu minimum ostrożności i zdrowego rozsądku kobietom podróżującym samotnie, w tej części świata, nie powinno nic grozić.
Dziewczyny założyły bloga, na którym relacjonują swoją wyprawę, ale nie tylko. Podczas podróży starają się podejrzeć i opisać napotkane kobiety – to gdzie i w jakich warunkach przyszło im mieszkać oraz jak sobie radzą na tym męskim kontynencie. Wpisami na blogu kobietynarowery.com udowadniają też, że same radzą sobie wcale nie gorzej niż mężczyźni. Dlaczego wybrały kierunek wschód? I co skusiło je, aby wyruszyć w nieznane, skoro dużo przyjemniej byłoby zwiedzać na rowerze Europę? Jak same mówią: -Azja od początku wabiła egzotyką, brakiem tego wszystkiego, co znajdziemy w zachodniej Europie – ścieżek rowerowych, infrastruktury, łatwych rozwiązań. Do tego dochodzi gościnność, taka prawdziwa, od serca, której u nas już się nie spotyka. Azja jest tak dynamicznie zmieniającym się kontynentem, że trzeba się pośpieszyć z jej zwiedzaniem, bo za rok, dwa, wiele miejsc może wyglądać już zupełnie inaczej. Azję przemierza się trudniej, ale na pewno dużo ciekawiej.
Do wyprawy przygotowywały się całą wiosnę, zbierały informacje, kompletowały niezbędny sprzęt, załatwiały formalności. Uczyły się prostych napraw i radzenia sobie w trudnych warunkach. Rowery dostały od polskiego producenta, firmy Kross i jak podkreślają – te jednoślady przeszły już bardzo wiele: burzę piaskową na pustyni, wrzucanie na pakę ciężarówek, jazdę po bezdrożach i wybojach, w deszczu i błocie, i nadal mają się bardzo dobrze. Wzbudzają też zazdrość innych napotkanych rowerzystów. Na swoich Trans Globalach przemierzają więc Azję bez większych kłopotów. Zapakowane w wielkie sakwy, w których musiały pomieścić wszystkie niezbędne w podróży rzeczy dzielnie pedałują. Jadą na rowerach w nieznane, na swojej drodze spotykają ciekawych ludzi i ich historie, podziwiają krajobrazy i zmagają się z przyrodą… Czy dobrze przygotowały się do wyjazdu i jakich rad mogły by udzielić tym, którzy marzą o podobnej wyprawie? -Tak naprawdę nie da się zaplanować wszystkiego -mówi Gosia – Jednak po dwóch i pół miesiąca podroży możemy stwierdzić, że zaplanowałyśmy i przygotowałyśmy się do wyjazdu całkiem dobrze – biorąc pod uwagę, że ostatnie formalności załatwiałyśmy w przeddzień wylotu, nie myślałyśmy, że będziemy z siebie tak zadowolone.
Oczywiście teraz, z perspektywy czasu i po spotkaniach z innymi podróżnikami widzimy, że przydałoby się nam jeszcze kilka rzeczy, jak np. tłumacz z chińskiego w telefonie, drobiazgi na pamiątki dla nowych znajomych itp., zdarza się też, że jakaś informacja o danym kraju nas zaskakuje, a przecież mogłyśmy sprawdzić to wcześniej. Generalnie zarówno pod względem formalności wizowych, przygotowania merytorycznego jak i bagażu w naszych sakwach – leków, ubrań, narzędzi, jesteśmy dość dobrze przygotowane i raczej niczego nam nie brakuje. Ania dodaje – najważniejszą radą jest, żeby się nie bać – nasz przykład pokazuje, że można wybrać się na podobną wyprawę bez większego doświadczenia w rowerowych eskapadach i przeżyć, ale nie chcemy zapeszać – przed nami jeszcze dwa miesiące w tropikach. Na pewno warto zacząć przygotowania odpowiednio wcześniej – żeby był czas na skompletowanie sprzętu, dopięcie wszystkich spraw wizowych i zdobycie koniecznych informacji.