Nie być w Melace, to jak nie być w Malezji. Jeśli to stwierdzenie nie zostało wcześniej powiedziane, to z pewnością powinno. Jak wielu innych turystów przyjechałam do Melaki na kilka dni, nie wiedząc za dużo o mieście, ani nie mając szczególnych oczekiwań. Od pierwszej chwili zostałam urzeczona tym miejscem tak mocno, że stało się moim tymczasowym domem na prawie 4 miesiące…

Spontaniczna decyzja została poparta potrzebą odpoczynku i zatrzymania sie na chwilę. Po 12 miesiącach autostopowego podróżowania po Azji, od Turcji po Malezję, poczułam zmęczenie i chęć stabilizacji. Dodatkowym czynnikiem było bezproblemowe znalezienie pracy w lokalnym barze nastawionym na zachodnich turystów. Zarobki spokojnie wystarczały na opłacenie niewielkiego czynszu za wynajęty pokój oraz drobne wydatki na przyjemności. Jednak nie pieniądze miały znaczenie, ale poznanie miasta i jego mieszkańców.

 Spuścizna Melaki jest bardzo ciekawa. Jako najstarsze i swego czasu jedno z najbardziej wpływowych miast portowych w regionie, posiada przebogatą historię i do dziś istniejące zabytkowe budowle. Od początków XIV w. kolonizowane przez Portugalczyków, Holendrów i Anglików, stanowi mieszankę Europy i Azji. Melaka oraz George Town to dwa malezyjskie miasta wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO oraz chyba jedyne w kraju, w których tak wiele kultur i ras łączy sie ze sobą.
               Od czasów historycznych równoczesny wpływ Europejczyków oraz Azjatów głównie z Indii i Chin ukształtował współczesny wizerunek miasta. Obecnie mieszkańców Melaki można podzielić na trzy grupy, stanowiące większość obywateli – Malajów, Chińczyków oraz Hindusów. 

Resztę reprezentuje prawdziwy mix kulturowy w postaci potomków portugalskich kolonizatorów, zachowujących język i religie przodków, Baba Nyunya – buddyjskich potomków chińsko-malajskich par oraz Chetti- nowe pokolenia hindusko-malajskich małżeństw wyznający hinduizm. Każda grupa posiada osobne określenie, język oraz tradycje. Cała Melaka pełna jest osad, w których skupiona jest większość przedstawicieli każdej z grup, natomiast ścisłe centrum miasta można podzielić na Chinatown i Little India, skupiających odpowiednio chińskie i hinduskie sklepy, restauracje oraz zakłady.

Żeby było jeszcze ciekawiej, o ile malezyjscy Hindusi przeważnie pochodzą z południowego stanu Indii – Tamil Nadu, o tyle wśród Chińczyków można usłyszeć kilka języków, mandaryński, hokkien, hakka), wskazujących na migracje z bardzo różnych części kraju. Również skromna grupa Guailo (chińskie określenie białego człowieka, znaczące dosłownie biały demon), którzy tak jak ja przyjechali do Melaki w różnych celach i zostali na krócej lub dłużej.
Przez pierwsze tygodnie chłonęłam wszystko wokół siebie. Język, potrawy, zwyczaje.

Potem reszta przychodziła bardziej naturalnie. Dzięki częstym rozmowom z mieszkańcami poznawałam lokalny punkt widzenia i subiektywne zdanie na temat Melaki i Malezji. Zaczęłam dostrzegać elementy, które dla przeciętnego turysty są niewidoczne. Jeszcze 20-30 lat temu Melaka była tylko sennym miasteczkiem, z opustoszałymi wieczorem ulicami. Obecnie miasto wygląda imponująco. Centrum tego miejsca przypomina zdjęcie ujete na najpiękniejszej pocztówce – idealnie zadbane ulice, ozdoby na budynkach, kolorowe szyldy, kwiaty i zieleń. Czasami aż trudno uwierzyć, że to nie makieta, a rzeczywistość. Większość najciekawszych zabytków znajduje się na wyciągnięcie ręki. Co jakiś czas Melaka gości różnego rodzaju festiwale artystyczne – od koncertów azjatyckich zespołów do pełnych przemyśleń występów międzynarodowych artystów tworzących sztukę współczesną. Turystyczna przystępność miasta może niestety prowadzić do rozleniwienia przeciętnego gościa, który podczas kilku dni pobytu rzadko, kiedy wychodzi poza ścisłe centrum Chinatown, omijając zupełnie inną, lokalną stronę Melaki.

W Melace, podobnie jak w całej Malezji panuje kult jedzenia. Makan, czyli jeść w języku malajskim to jedno z pierwszych słówek, których uczy sie turysta. Jeśli chodzi o wybór potraw, Melaka nie ma sobie równych. Wystarczy przypomnieć mieszankę kultur i tradycji, dodać do każdej z nich osobną kuchnię. Najbardziej znana oraz oryginalna jest kuchnia Baba Nyunya, będąca mieszanką chińskich i malajskich potraw. Laksa, czendol, chicken rice ball to tylko niektóre z potraw ściągających codziennie długie kolejki do lokalnych restauracji. Tuż za centrum Chinatown, na ulicy rzadko odwiedzanej przez turystów, można znaleźć restauracje oferujące prawie każdy rodzaj potraw z Melaki. Tam tez kwitnie życie towarzyskie miasta. Nie dziwne są kilkugodzinne posiedzenia w kręgu znajomych przy suszonych owocach morza, przepijanych mieszanką jasnego Tiger i ciemnego Guinness piwa. Restauracje otwarte są praktycznie całą dobę; jedne w porze lunchu, inne od wieczora do wczesnego rana. Koniecznie spróbować trzeba: asam pedas – rybę w ostro-kwaśnej zalewie oraz satay celup – owoce morza na patyczkach, które gotuje sie samemu w bulgoczącym sosie orzechowym umieszczonym na środku okrągłego stołu.

 Ilość potraw dostępnych w Melace jest naprawdę niezliczona. Na początek warto wybrać sie na sobotnio-niedzielny nocny market, skupiający wyrobników lokalnych przekąsek oraz sprzedawców bibelotów.
Na co narzeka większość turystów oraz część mieszkańców Melaki, to ceny alkoholu. Faktycznie, w porównaniu z cenami jedzenia, trunki są nieproporcjonalnie drogie. Za 335 ml piwa trzeba zapłacić prawie 7 zł w sklepie i 10-15 zł w turystycznym barze. W bardziej lokalnym miejscu można dostać 650 ml za 15 zł. Powodem wysokich cen są podatki nałożone na wszelkie produkty alkoholowe.
Nierówność pomiędzy obywatelami Malezji jest zauważalna. Przede wszystkim nikt w tym kraju nie określa się mianem Malezyjczyka. Pomimo historycznej unii między różnymi częściami kraju Malajów, do dziś Chińczyk urodzony w Malezji pozostaje Chińczykiem, a Hindus – Hindusem. Na wszelkich oficjalnych formularzach widnieje rubryka rasa. Obywatele kategoryzowani są nie pod względem urodzenia, przodków. Co więcej pewne przywileje różnią się dla każdej. Malajowie mają większe szanse na uzyskanie rządowej pożyczki niż Chińczycy i Hindusi. Łatwiej im o dostanie sie do wybranych szkół (np. liczba wymaganych punktów jest wyższa dla pozostałych), łatwiej o założenie własnej firmy itp. Paradoksalnie Chińczycy i Hindusi posiadający mniejsze przywileje stanowią trzon gospodarki Malezji, okupując urzędy, banki, firmy prawnicze i szpitale, natomiast Malajowie wciąż w większości mieszkają na wsiach i zajmują się uprawą roli lub zajmują niższe stanowiska w firmach.

Zdaniem innych, wiąże się to z ich wrodzoną obojętnością i brakiem motywacji do robienia kariery. Te społeczno-prawne różnice stanowią czarną stronę Malezji. Dla większości to niezbyt drogie miejsce na spędzenie kilku dni, często przejazdem do sąsiedniej Tajlandii, czy Singapuru. Mimo tego, jest grupa zachodnich obcokrajowców, którzy wybrali Malezję na swój nowy dom. Jedną grupę stanowią przyjezdni w celach biznesowych, na kontrakcie z lokalną firmą lub studenci.

Pozostali to nierzadko osoby błąkające się po świecie w poszukiwaniu swojego miejsca. Mieszkając w Melace poznałam kilku obcokrajowców, którzy osiedlili sie tam na dłuższy czas. Dla części ważne jest, że Malezja jest w większości anglojęzyczna, przystępność cenowa oraz ma stosunkowo wysoki standard życia i usług.

Inni zapragnęli odpocząć od zgiełku Europy, inni dla celów artystycznych, jeszcze inni zostali związani przez unie małżeńskie lub prowadzony przez siebie biznes.
Tak jak setki lat temu i dziś chęć odnalezienia szczęścia i spokoju ściąga do Melaki wielu przybyszów. 

Monika Szczygielska

2015