Moja osoba
Łukasz Najder
Wyd. Czarne
, 2020

RECENZJA!

Eseje o tematyce społecznej bardzo osobistej dla fanów współczesnego układu nieidealnego świata.
Autor, przewyższający intelektualnie przeciętnego zjadacza chleba, ubolewa nad pustą rzeczywistością.

Dopatruje się z rozdrażnieniem otaczającej go rzeczywistości i z ironią fenomenalnie komentuje próżność. Najder przygląda się czasom przełomu najnowszego wyzwolenia Polski z perspektywy zmian i podnosi alarm w stosunku do otaczającego nas wszechobecnego hałasu i szumu, upadku kulturalnego i otumanienia. Każdy rozdział to drwiące spojrzenie na pustkę umysłową i biedę uczuciową. Najpierw wspomnienia z dzieciństwa i lat młodzieńczych poprzez szarą rzeczywistość kraju skomponowaną przy użyciu rytmów polskiej muzyki. Później wręcz wyśmienita opowieść o CISZY, którą dzisiaj raczej trudno uświadczyć, ponieważ – dlaczego dzwon głośny – bo pusty. Wrażliwość autora podnosi ponowny alarm, kiedy kusi się na omówienie menu telewizyjnego „pomstując na blichtr i pustotę show-biznesu”, w tym programów prowadzonych przez zadufanego bez osobowości prezentera zachowującego się, jak wieczny niedojrzały student, dzięki któremu konkretna platforma telewizyjna stwarza wrażenie „platformy usługowo-towarzyskiej”. Strach powinien panować, kiedy z przyzwoleniem zaniżany poziom jest jedynym dostępnym elementem kulturotwórczym. Słabość autora do lektury i filmu została ujęta w książce w postaci absolutnie dobrze przygotowanej analizy psychologicznej bohaterów znanych ekranizacji. Najder dokonuje interpretacji bohaterów z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, która sprowadza się do tego, że obecny stan rzeczywistości niczym się nie różni. Mimo, że minęły dekady pewien model zachowania narzucony przez hity kinowego ekranu się nie zmienił. William Foster (Upadek) „symbol realnych zmian społeczno-obyczajowo-ekonomicznych”, Paul Kersey (Życzenie śmierci), Travis Bickle (Taksówkarz) przerażeni „skalą nieprawości, zbrodni, nierządu i agresji”, Samuel Bicke (Zabić prezydenta) „wpadający w spiralę paranoi i wściekłości (…) nie może zrozumieć czemu kłamstwo pozostaje bezkarne, a nawet stanowi środek do osiągnięcia władzy
i pieniędzy”, Bob Maconel (Spokojny człowiek), w którego wnętrzu „buzują gorycz i nienawiść. Cierpliwie znosi obelgi i poniżenia kolegów z korpopracy”. W efekcie sfrustrowany Frank z filmu „Boże, błogosław Amerykę”, którego do szaleństwa doprowadza hałas i „idiotofobia”, „nie może znieść, że ludzie żyją fizjologią celebrytów (…) Trwają w iluzji poufałości z gwiazdami i sądzą, że są kumplami Brada Pitta i Angeliny Jolie, bo czytają o nich w tabloidach i na portalach plotkarskich”, jest zły, bo „spada na niego lawina debilizmu i otacza go karnawał kretyńskich rozrywek.” W efekcie autor podsumowuje naszą rzeczywistość, choć takie ujęcie ludzkiej egzystencji przypisuje swojemu filmowemu bohaterowi, tyrady dotyczące „wulgarnych rozrywek, przeżartej narcyzmem i chciwością współczesności, odmóżdżających programów bazujących na najniższych instynktach.” Ostatecznie autor odnosi swoje przemyślenia do uwielbianego Adasia Miauczyńskiego (Dzień świra), który jest „monadą pośród tysięcy innych monad na gigantycznym blokowisku” utożsamiając go ze sobą „wściekłym polskim humanistą”, który zgoła rozpamiętuje nie „Polskę dobrobytu i potęgi, ale własną młodość”. Literat tak dobrze konstruujący swoje przemyślenia, jak Najder, używający bogatych form języka ojczystego musi czuć się niejednokrotnie oburzonym przeglądając współczesną pustą „twórczość”, opartą wyłącznie na marketingu i tematach wzbudzających ciekawość czytającego bez zrozumienia głębokiej istoty dobrej literatury.

Autor tego świetnego społecznego spojrzenia na czerpanie wiedzy z książek jest nałogowym czytelnikiem, „pożeraczem – nigdy dość sytym, zawsze łaknącym” i uważa, że książki są „teleportem, który wiedzie do innego, lepszego wymiaru, tunelem ułatwiającym wymknięcie się z podłej rzeczywistości”. Cały rozdział poświęcił Najder czytelnictwu. Powołał się na statystyki. Dla wprawnego poszukiwania dobrej bazy intelektualnej od razu staje się widoczne, że nawiązuje do CZYTANIA, a nie „czytania”. To jakby prowokował do sięgnięcia po dobrą lekturę, albowiem „CZYTANIE jest pożyteczne, dzięki tej czynności można solidnie pogimnastykować mózg, wyostrzyć koncentrację, usprawnić pamięć, posiąść wiedzę z wielu dziedzin, wyciszyć się, popracować nad cierpliwością”. Taką lekturą jest zdecydowanie „Moja osoba”. Absolutnie i z całą pewnością książka jest obiektywnym obrazem ludzkiej egzystencji, a także intelektualnym wyzwaniem złożonym całej populacji. Pisze: „Czytanie tak, jak oddychanie, to nasza podstawowa funkcja”.

Nawiązując do rzeczywistości, w której pokolenie „nowoczesnych technologii” już rozpoczęło swoją karierę zawodową, warto wspominać o czasach, kiedy dostrzec można było zwykłe odruchy ludzkie, kiedy były tematy rozmów, powody spotkań i spacerów po parku, kiedy zdawanie egzaminów wymagało choć odrobiny wiedzy, a podstawą była odpowiedzialność. Wszystko się zmieniło i intelektualista-humanista jest skazany na samotność. Najgorszy jednak w tym wszystkim jest fakt, że obecnie pracując nikt nas nie woła po imieniu, każdy pracownik to numer bez osobowości. „Z planów, ego i wartości nie zostaje bowiem nic w konfrontacji z turbokapitalistycznym światem dosłownie nic. Jesteśmy tylko pozycją w czyimś Excelu, sumą kosztów, wymienionym etatem, cyfrą w prezentacji, paproszkiem na mankiecie bankierów, drobną zmarszczką na fali finansowego krachu.”

Lektura „Mojej osoby” jest niezwykle wciągająca. Autor nawiązuje do znacznie więcej tematów, by ostatecznie przyrównać życie szczęśliwej rodziny do życia rodzinnego popularnego sklepu z artykułami wyposażenia mieszkań i gospodarstwa domowego. Można się tam zupełnie zatracić. Można wejść rano i wyjść wieczorem, między czasie zjeść, wypić, posiedzieć, obejrzeć i oczywiście notorycznie kupować napełniając kieszenie twórcom świetnego marketingu, nie dostając nic w zamian. Przez hale z uporządkowanym deptakiem z wystawami po obu stronach, tak skomponowanym, aby nie można było ani zawrócić, ani nawet go skrócić, przewija się dziennie tysiące przedstawicieli różnych grup społecznych. Każdy coś sprawdza, ogląda, kupuje, obserwuje i wkręca się w ten serial codzienności, przeżywa przygody i wierzy bezwzględnie w pijarowskie banały. W górę serca, otwórzcie oczy! Bowiem „Ikea to wielki epos kapitalizmu, nordycka saga wymieszana z poezją basenu Morza Śródziemnego, a jego bohater – Smalandczyk o imieniu Ingvar i nazwisku Kamprad, dyslektyk, wizjoner, kutwa i sympatyk nazizmu – swoje imperium stylu i drewna wzniósł na zapałce…” pisze autor.

POLECAM– książka napisana z dużą dozą żartu i ironii, w najlepszym stylu, dosadnie i celująco. Przy niej niejedna „literatura” traci blask.

Agata Kosmalska (kwiecień 2020)

„Książka jest zbiorem esejów i relacji z osobisto-społecznych wydarzeń, układający się w portret niemłodego mężczyzny wystawionego na działanie czasu, nowych technologii, późnego kapitalizmu i Polski.” [Wydawca]

O autorze:

Łukasz Najder– z wykształcenia literaturoznawca, redaktor w Wydawnictwie Czarne. Pisze m. in. dla „Dwutygodnika”, „Pisma”, „Polityki”. Parę lat temu wydał jako e-book zbiór fejsbukowej prozy ulotnej zatytułowany „Transmisje”.