Anna Charko, 2011

Jak mi się zapytasz:  JAKA JEST GRUZJA?
Odpowiem: NIE WIEM
Jak mi się zapytasz:  CZYJA  JEST GRUZJA?
Na twarzy pojawi się uśmiech, w oku iskra, w serduchu poczuję ciepło…
Odpowiem : MOJA

Powracając z dalekich krajów, i słuchając turkotu pociągu rozkoszujemy się radością powrotu do domu. A zwłaszcza radością opowiedzenia wszystkiego. Moglibyśmy całe dnie opowiadać (…)Jakież to dziwne. Ledwie wchodzimy do domu, a już długa historia zamiera w nas. Opowiadamy dwa lub trzy szczegóły i to wszystko. Milkniemy, jakbyśmy nie mieli już nic do powiedzenia. Gdzie się podziały romantyczne przygody, niebezpieczeństwa, tajemnice, spotkania, z których tacy byliśmy dumni? Czy nic z nich nie pozostało? (…) A przecież każdy świt, zmierzch, noc spoczywa w nas, nietknięty, nasycony znaczeniem. Ale gdy teraz opowiadamy o nich – cóż za gorzka niespodzianka – wydają się powszednie, obce, nudne i nikt nie chce nas słuchać, nawet matka (…). Wtedy zaczynamy rozumieć, że te wspomnienia, tak dla nas ważne, dla wszystkich innych są słowami pustymi, tylko słowami (…) I wtedy nagle zdajemy sobie sprawę, jak wyłącznie dla nas jest ważne to, co się nam zdarza.
Dino Buzzati

Na długo przytoczony  cytat pozostanie w moich myślach i serduchu… Kiedy ze łzą w oku czekałam na samolot do Rygi na lotnisku w Tbilisi wiedziałam, że wrócę, wrócę tu do „mojej Gruzji” za rok? I każdy dzień, każdy poranek, od powrotu do kraju, przybliżał mój przylot tam, gdzie w gawrze ulic, cichości cerkwi, w pędzie tbiliskiego metra, w tłoku domu Iriny, zapachu kolendry,  zostało moje serce. Zrozumiałam, że miłość do kraju, ludzi tam żyjących może być tak silna i na tyle silna, aby zastąpić miłość do drugiego człowieka… Patrząc w lustro, zastanawiałam się czym mnie znowu zaskoczy moja Gruzja. Co nowego wniesie, czy w ogóle coś wniesie do mojego świata? Pamiętam, tak jakby to było wczoraj, ten magiczny moment na hali przylotów, kiedy z dźwiękiem zasuwających się drzwi wszystkie emocje towarzyszące przygotowaniom do przylotu, zamknęły się w jednym słowie S-A-M-A. Brzmi dziwnie, taki psikus Góry, jedynaczka, podróżująca przez kilka lat z biurami podróży, tak nagle decyduje się na samotną wyprawę- pierwszy raz poleciałam do Tbilisi w 2010. Pamiętam jakby to było wczoraj trzy odwołane wycieczki, z których ostatnia miała być do Gruzji. Nie pozostało nic innego jak poprosić Jana, aby kupił mi bilet, zarezerwował nocleg i poleciałam. Czy bałam się Gruzji? Nie, nie bałam się, nie leciałam do nie z bagażem wiedzy,  stereotypów i przesądów. Leciałam na spotkanie z wielką niewiadomą. A teraz, napiszę, tak po prostu, przeżyłam DRUGĄ wyprawę do malowniczego kraju, który potrafi tak człowieka rozkochać, zaprzyjaźnić. Kraju dzikiego, odległego a nade wszystko tak pięknego w swojej spontaniczności, serdeczności mieszkańców, różnorodności tradycji, bogactwie smaków i magii muzyki. Czym jest wyprawa do Gruzji, pewnie przygodą, nauką, czasem odpoczynku i relaksu. Dla mnie każda podróż tam jest egzaminem z życia i psikusem Góry ze łzami i uśmiechem.

Moja Gruzja : PSIKUS GÓRY Z ŁZAMI I Z UŚMIECHEM

Tbilisi nocą, uśpione ulice, oświetlone zabytki, to miejsce, gdzie moje serducho zostało na zawsze, pokochało… a teraz wróciło … Zasnęło spokojne i obudziło się dopiero w Lagodehi. Jakby teraz ktoś mnie zapytałby: jak Twoim zdaniem wygląda raj? Odpowiedź byłaby taka:

Tak jak w okolicach małych wodospadów w Parku Krajoznawczym Lagodehi i Wąwozie Pankisi. W tym miejscu, jak na obrazie, poznaję legendę o powstaniu Gruzji. Kiedy Bóg przydzielał poszczególnym narodom ich miejsca na ziemi, Gruzini, znudzeni długim oczekiwaniem, rozpoczęli biesiadę, śpiewy i tańce. W efekcie wszystko zostało podzielone i nagle spostrzegł, że nic nie dał Gruzinom. Zmartwił się ale, ponieważ podobały mu się śpiewy i tańce, podjął nieoczekiwaną decyzję oddając im skrawek ziemi, który przeznaczył dla siebie. Faktycznie, Gruzja jest rajem na Ziemi. Piękne góry i doliny, rwące górskie rzeki, winnice i wspaniali ludzie, których wielkie i ciepłe serce poznałam, doświadczyłam ich serdeczności, gościnności, nadmiernej troskliwości, bez których moja Gruzja nie byłaby moją, byłaby pewnie epizodem, zaliczonym kolejnym krajem, w którym wypada bywać, tak jak wypadało bywać w przedwojennych polskich kurortach. I tym wszystkim ludziom, spotkanym na lotnisku, w metrze, w sklepie, w szczególności spotkanym w wąwozie Pankisi za ich uśmiech, obecność, pomoc  mówię მადლობა- madloba- czyli DZIĘKUJĘ.

Podróżując po Gruzji nigdy nie jest się samotnym. Wystarczy uśmiechnąć się do jeżdżących z ułańską fantazją kierowców marszrutek, nie przejmujących się przepisami i znakami drogowymi. Pamiętam jak podczas drogi z Pankisi do Tbilisi przez chwilę moje, serducho zamarło i zaczęło zastanawiać: czy aby św. Krzysztof jest patronem kierowców, a nie św. Juda Tadeusz – patron od spraw beznadziejnych. Utrudnieniem w transporcie są stada krów, które ustępują z drogi dosyć niechętnie, a wyminięcie ich wymaga od kierowcy dużego kunsztu i precyzji. Komfort jazdy jest różny zależny od długości trasy i zasobności portfela kierowcy. Począwszy od takich, zwykłych, mało wygodnych do tych o podwyższonym standardzie z klimatyzacją, kursujących na tarasie Tbilisi – Batumi. A co ciekawe, spotkałam się z tym zjawiskiem nie tylko w marszrutce, ale także w restauracji obok term, że w tym antyradzieckim kraju słucha się rosyjskiej muzyki rozrywkowej a typowe kaukaskie klimaty moje serce znalazło dopiero w Domu Chinkami w Tbilisi pod Placem Republiki, gdzie występował rewelacyjny zespół Stumrebi – młodzi muzycy grający na oryginalnych instrumentach w porywający sposób tradycyjną muzykę gruzińską. 

Moja Gruzja to spotkanie z historią

Aby zrozumieć Gruzję trzeba poznać trochę jej historię. Początki państwa sięgają XII w p.n.e, to tu w czasach greckich leżała Kolchida, do której po złote runo wyprawiał się Jazon. Złote runo związane jest ze sposobem pozyskiwania drobinek złota poprzez przepuszczanie złotonośnych wód przez skóry baranie, w Batumi jest nawet pomnik Medei trzymającej złote runo. Medea to w mitologii greckiej czarodziejka, córka Ajetesa – króla Kolchidy, wnuczka Heliosa, a żona Jazona. Porzucona przez Jazona dla Kreuzy, córki króla Koryntu, podstępem pozbawiła życia swoją rywalkę, posyłając jej w prezencie ślubnym nasączoną trucizną suknię. Gruzja ulegała także wpływom rzymskim, bizantyjskim, arabskim, tureckim i perskim. W 337 r. przyjęła chrześcijaństwo jako drugie państwo po Armenii, za sprawą św. Niny z Kapadocji. Złoty wiek to czasy panowania królowej Tamary XII/XIII, gdy Gruzja zajmowała tereny obecne oraz Armenię i Azerbejdżan. Okres świetności państwa zniszczyły najazdy Mongołów pod wodzą Tamerlana. Rozbicie dzielnicowe, niezależne królestwa, ciągłe walki z sąsiadami i wreszcie, podobnie jak Polska, w końcu XVIII w Gruzja dostała się pod wpływy rosyjskie, pod którymi przebywała aż do 1990 r, z krótkim epizodem niepodległości w latach 1917-1920. W tej chwili Gruzja jest na drodze transformacji, którą i my przechodziliśmy. Młodzi ludzie już nie mówią po rosyjsku a po angielsku, ale wciąż rosyjski jest najprostszą drogą porozumiewania się z mieszkańcami Gruzji.              

Moja Gruzja to spotkanie z historią

Aby zrozumieć Gruzję trzeba poznać trochę jej historię. Początki państwa sięgają XII w p.n.e, to tu w czasach greckich leżała Kolchida, do której po złote runo wyprawiał się Jazon. Złote runo związane jest ze sposobem pozyskiwania drobinek złota poprzez przepuszczanie złotonośnych wód przez skóry baranie, w Batumi jest nawet pomnik Medei trzymającej złote runo. Medea to w mitologii greckiej czarodziejka, córka Ajetesa – króla Kolchidy, wnuczka Heliosa, a żona Jazona. Porzucona przez Jazona dla Kreuzy, córki króla Koryntu, podstępem pozbawiła życia swoją rywalkę, posyłając jej w prezencie ślubnym nasączoną trucizną suknię. Gruzja ulegała także wpływom rzymskim, bizantyjskim, arabskim, tureckim i perskim. W 337 r. przyjęła chrześcijaństwo jako drugie państwo po Armenii, za sprawą św. Niny z Kapadocji. Złoty wiek to czasy panowania królowej Tamary XII/XIII, gdy Gruzja zajmowała tereny obecne oraz Armenię i Azerbejdżan. Okres świetności państwa zniszczyły najazdy Mongołów pod wodzą Tamerlana. Rozbicie dzielnicowe, niezależne królestwa, ciągłe walki z sąsiadami i wreszcie, podobnie jak Polska, w końcu XVIII w Gruzja dostała się pod wpływy rosyjskie, pod którymi przebywała aż do 1990 r, z krótkim epizodem niepodległości w latach 1917-1920. W tej chwili Gruzja jest na drodze transformacji, którą i my przechodziliśmy. Młodzi ludzie już nie mówią po rosyjsku a po angielsku, ale wciąż rosyjski jest najprostszą drogą porozumiewania się z mieszkańcami Gruzji.                                             

Spotkanie z historią w Gruzji to niezapomniana wyprawa na Drogę Wojenną – główny szlak przechodzący w poprzek Wielkiego Kaukazu. Biegnie z Tibilisi do Władywałkazu w Osetii Północnej, łącząc regiony Południowego i Północnego Kaukazu. Gruzińska Droga Wojenna ciągnie się 208 kilometrów i przechodzi przez Przełęcz Krzyżową, na wysokości 2379 m n.p.m. Szlak dobrze znany był już w starożytności. Od początku wykorzystywały go armie najeźdźców, kupcy i ludy wędrujące. W czasach gruzińskiej monarchii szlak ten był mocno ufortyfikowany i najczęściej podległy bezpośrednio królom. Obecna nazwa wiąże się z dziewiętnastowieczną modernizacją, która zwiększyła znaczenie militarne szlaku. Wówczas władze rosyjskie poszerzyły i wzmocniły istniejącą drogę, co pozwoliło na szybki przerzut dużych oddziałów w czasie wojny z północnokaukaskimi góralami w Czeczenii i Dagestanie. Wzdłuż Gruzińskiej Drogi Wojennej zachowało się wiele zabytkowych świątyń i budowli obronnych, które w połączeniu z malowniczym krajobrazem stanowią wielką atrakcję turystyczną. Największe atrakcje wzdłuż trasy: Twierdza Ananuri, ośrodek narciarstwa w Gudauri, kościół Cminda – Gergeti (Świętej Trójcy), góra Kazbek i Wąwoz Darialski. Pisząc o gruzińskiej drodze wojennej należy wspomnieć nazwisko polskiego inżyniera Bolesława Statkowskiego, który uczestniczył w jej budowie.

W Kazbegi, dzięki uprzejmości właścicielki przydrożnego baru nauczyłam się przygotowywać tradycyjne chaczapuri. Bar był mały, ale właścicielka, „dusza towarzystwa” miłośniczka twórczości Wysockiego i Okudżawy, o pięknym głosie, którym mnie ujęła, gdy zaczęła intonować: ,,Obławę”. Znała nie tyko utwory wspomnianych poetów, ale także  epizody z życia. Dosiadłszy się do nas opowiadała o smutnych losach rodziny Okudżawy, o ojcu, który w ramach stalinowskiej czystki został aresztowany, a 13 lutego 1937 roku przez NKWD a skazany na karę śmierci 4 sierpnia 1937- wyrok został wykonany tego samego dnia. Z łzą w oku z z drżeniem słów  opowiadała o matce Bułata, która została wysłana do łagru i odzyskała wolność po śmierci Stalina w 1954.

Czy zrozumiałam Gruzinów i ich historię będąc w Gori? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Na pewno zrozumiałam, że historia jest nauczycielką życia i szanuję gruziński naród za ich zdroworozsądkowe podejście do nie tak odległych czasów – jeżeli można mówić o zdroworozsądkowym podejściu do bólu, biedy, upokarzania jednostki…

Smaki Gruzji

Najpopularniejsze są chaczapuri, przypominające nieco bałkański burek. Ciasto, podobne do naleśnikowego, nadziewane najczęściej serem, ale może być także mięso, pasztet lub warzywa, smażone i podawane na gorąco. Nie ma kuchni gruzińskiej bez chinkali za porażającą złotówkę za sztukę, przypominające nieco nasze kołduny, ale znacznie większe i lepione w kształcie sakiewki. Ceremoniał jedzenia chinkali, polega na delikatnym nadgryzieniu mieszka (trzymając pieróg za specjalny uchwyt) i wyssaniu z wnętrza smakowitego sosu, a dopiero potem skonsumowaniu całej zawartości, czyli świetnie przyprawionego farszu z baraniny. Rozkoszą dla mojego podniebienia było chkmeruli – pieczony pikantny kurczak w mocno czosnkowym sosie. W Batumi odkryłam co kryje się pod tajemniczą nazwą osti. Osti to nic innego jak pikantny barani gulasz. Dobry jest też nabiał, sery to jedna z tradycji Kaukazu, stąd duże stada krów i kóz. Ulubioną przyprawą Gruzinów jest kolendra, która jest dodawana do wszystkich potraw. Najbardziej wyczuwałam zapach kolendry podczas jedzenia charczo i kubdari – placka z mięsem w środku. Dzięki stosowaniu kolendry potrawy zyskują charakterystyczny smak i zapach. Ten ostatni na dobre zagościł w moim mieszkaniu ,,nuta gruzińskiej dekadencji”. Zapach mojej Gruzji w mojej kuchni, ha czasami wielokulturowej, gdyż przyznaję się, że znaną gruzińską   przyprawę dodaję np. do kurczaka po chińsku. Trudno jest oprzeć się pokusom gruzińskiej kuchni. Na deser polecam czurczhele – są to nawlekane na sznurek orzechy zanurzone w gęstym kisielu (winogronowym, gruszkowym, jabłkowym) . Nie trafiłam wprawdzie na suprę, ale rozkoszowałam się regionalną kuchnią w wielu restauracjach, począwszy od baru przy stacji benzynowej, w stylu późnego Gomułki, gdzie jedynym daniem było charczo, poprzez popularne i tanie bary szybkiej obsługi, po ulubioną przeze mnie restaurację The house of Chinkami. Pisząc o kuchni gruzińskiej należy wspomnieć o regionalnych alkoholach. Tak jak w starotestamentowej tradycji, w której wino obok chleba i mięsa stanowiło jeden z najważniejszych produktów żywnościowych, którego nie mogło zabraknąć zarówno na stole ludzi bogatych, jak i na stole robotnika, w czasie podróży wino jest nieodzownym elementem gruzińskiej supry.

Gruzja to prawdziwa kolebka winiarstwa i uprawy winorośli. We wschodniej Gruzji Kachetii znajdują się znaleziska archeologiczne –gliniane naczynia, które dowodzą, że około 5-6 tysięcy lat przed naszą erą na tych terenach ówcześni mieszkańcy musieli uprawiać winorośl właściwą. Najstarsze znalezione tzn.  typowe dla Gruzji fragmenty glinianych kadzi kwevri – przeznaczonych do produkcji wina liczą sobie 3 tysiące lat. Główne regiony produkcji win to Kachetia, Imeretia , Racha- Lechkumia Karlia. Polecam wina produkowane w Kacheti, rejonie położonym na wschodnich rubieżach kraju, gdzie w każdej miejscowości uprawiany jest odrębny szczep winogron nazwany od jej imienia. Moimi ulubionymi gatunkami win są te wyprodukowane w Kvareli.