PRACA PO MEKSYKAŃSKU
W mieście w którym mieszka prawie 8 mln ludności, trzeba kombinować. Inaczej się nie da, przecież trzeba jeść, utrzymać dom i rodzinę. A Meksykanie lubią dużo jeść oraz dobrze się bawić...A zatem, jak zarobić pieniądze? Można założyć sklep, a nad nim umieścić atrapę samochodu, przyciąga!
Jak pokazać, że ma się do sprzedania kilka kwiatków w doniczkach? Zawsze można poukładać je na dachu swojego samochodu. Latino nie będzie się przejmował, że porysuje mu się lakier na dachu, bo po co?
Mały kapitał? Można kupić kilka batoników i podchodzić do ludzi w parku, to zawsze działa! Przecież w tym mieście nie znajdziesz żadnego Mexicano, który nie będzie chciał kupić swojej ciemnookiej piękności pysznej czekolady.
A co jeśli nie ma się ani sklepu, ani samochodu ani nic do sprzedania? Odpowiedź jest prosta- usługi!
Można zabrać swój akordeon, gitarę lub po prostu głos do metra! Ktoś na pewno podzieli się kilkoma pesos. Brak talentu? Nic prostszego- można zabrać ścierkę i trochę wody, wskoczyć na maskę samochodu, który czeka akurat na zielone światło i polerować szyby na niby! Można też pomalować twarz i udawać żonglującego clowna lub pomagać kierowcom w znalezieniu miejsca do zaparkowania. Meksyk to nie są ubodzy ludzie w ogromnych sombreros, mieszkający na ulicach. Tak, zdarzają się, jak w każdym mieście, ale Mexicanos nie czekają na zasiłek, czy zapomogę od państwa. Jeżeli są zdrowi i zdolni do pracy nie żebrzą na ulicach. To jest ostateczność!
Kombinują, myślą, próbują. Wiedzą, że praca, to coś ulotnego. Niekiedy się ją ma, a niekiedy nie. Udaje im się to z nawiązką. Co więcej, państwo im w tym nie przeszkadza. Nikt nie nasyła sanepidu na babcie sprzedające tacos na ulicy, ani policji na ludzi śpiewających w metrze...