Panama jest stosunkowo małym krajem na końcu świata. Znana przede wszystkim z Kanału, który łączy świat wschodu i zachodu. Jest nowoczesną metropolią, która nie ma czego się powstydzić. Nowoczesne wieżowce swym cieniem zakrywają gorsze dzielnice miasta. Jest miejscem kontrastów, paradoksów, ale także i punktem na mapie gdzie ludzie są otwarci i życzliwi. Ulica naszej dzielnicy jest wielkim mrowiskiem gdzie pośród uzbrojonych policjantów obijają się o siebie niczym cząsteczki gazu ludzie. Są to Indianki w swoich tradycyjnych strojach, chińczycy, którzy są właścicielami większości restauracji, przeciętni panamczycy oraz śpiący na ławkach bezdomni. Bywa, iż załatwienie urzędowych spraw dla gringo jest wielką udręką. Nieprzyzwyczajeni do czyhającej w każdym urzędzie, biurze, czy sklepie mañany nie ptorafią zawsze zrozumieć i pojąć inną kulturę oraz podejście do życia. Dla nas Panama City jest tylko przystankiem w kierunku do Darien.
Indianie Embera
Po długim i pełnym w przygody rejsie docieramy do małej mieściny o nazwie Garachine. Na mapie jest zaznaczona, jako spora miejscowość. Mapa, a spotkanie w cztery oczy robią różnicę. O 4 rano docieramy na pierwszy posterunek policji gdzie pokazujemy zezwolenia, aby podróżować w głąb kraju. Parę minut później podstawia się ledwo zipiący bus, który ma nas zabrać dalej. Każdy z nas jest wyczerpany i zajmuje osobne miejsca tak, aby móc, choć chwilę się zdrzemnąć. Ale nie! Nie tutaj! Kierowca pełen wigoru włącza na cały regulator latino disco... w najnowszym numerze DS
Autor: Michał Zieliński